top of page

Gdzie na wino - i jedzenie - w Krakowie?


Do Krakowa przyjechaliśmy na ślub przyjaciół. A co się robi przed ślubem? Wypoczywa. Tak to miało wyglądać. Długie spacery, gofry, dobra książka do poduszki. Do Klimatów Południa, winiarni położonej przy Plantach wyrwaliśmy się z Asią dosłownie na godzinkę, wypić po lampce i zrobić selfie. Wychodziliśmy już w dobrych humorach z dwiema butelkami na wynos. That escalated quickly. Następnego dnia też poszliśmy na wino, tzn. na obiad, ale z winem. Zresztą, co ja Wam będę tłumaczył. Pozostało wyprasować buty, wypastować koszulę i do kościoła. Aha, po drodze byliśmy w jeszcze jednej restauracji. I wiecie co? Wszystkie były super, choć każda na swój sposób. Kraków wciąga.

Klimaty Południa, Świętej Gertrudy 5

Śródziemnomorski klimat, fajny wystrój z mnóstwem smacznych szczegółów, zielony, cichy ogródek. Miejsce, w którym przyjemnie spędza się czas. Można go odmierzać na butelki, ale po co, skoro w karcie znajdziemy kilkanaście pozycji na kieliszki. Pozycji, dodajmy, bezpiecznych, po europejsku obliczalnych, co absolutnie nie jest zarzutem, gdy bezpieczne są również ceny. Zamówiliśmy w sumie pięć kieliszków:

  • Domaine de l'Herré Sauvignon Blanc 2017, 11 zł (Gaskonia)

  • Weingut Zöhrer Sand 1 Grüner Veltliner 2017, 12 zł (Kremstal)

  • Haut-Médoc Moulin de Reysson 2015, 15 zł

  • Weingut Haider Muscat Ottonel, 2017, 15 zł (Burgenland)

  • Justino’s Madeira, Fine Rich, 16zł

Pierwsze dwa wina załapały się na intrygującą przystawkę w postaci rolady z wędzonego pstrąga i pietruszki, podawanego z drożdżówką, masłem pomarańczowym, ziarnem i kaparami (20 zł). Danko od Maneta do Pollocka. Czułem się jak w Zachęcie: podziwiam i nie rozumiem. Lepszym przewodnikiem po tej wystawie był dociążony oleistością i odciążony pikantnością Grüner Toniego Zöhrera, wino samo w sobie bardzo dobre, ale z pewnością jest tu miejsce na sprytniejszy pairing.

Smakował nam Haut-Médoc, kupaż Merlota (90%) i Cabernet Franc. Świetny w aromacie, dobry w ustach - liczyłem, że będzie go trochę więcej. Hedonistycznie wypadł za to półsłodki Muscat od Haidera, producenta, którego słodycze znamy od lat. Na deser Madera. Sparowaliśmy ją z torcikiem (biała czekolada, Cointreau, mascarpone, biszkopt, kwaśne owoce; 16 zł) i nie był to głupi pomysł. W ogóle torcik Klimatów Południa wymiata, bawi się teksturami, pozwala też, by słodką kropkę nad i postawiło wino.

Warto przyjść na dłuższe posiedzenie. Wina od sprawdzonych, renomowanych producentów (Bollinger, Soalheiro, Cederberg) czekają na dania kuchni polskiej i włoskiej, programowo otwartej na eksperymenty, vide: cielęcina, pieczarka, biały dip z bryndzą, zielony dip z wasabi. Są też etykiety polskie (Płochoccy, Wieliczka).

Hamsa, ul. Miodowa 41

Lokal polecony przez naszego przyjaciela Macieja, fana wege, pisarza, przyszłego szkutnika, słowem: człowieka orkiestrę, który zna Kraków jak własny Toruń. Nie było opcji, żeby tu nie zajrzeć. Ja nie jestem wegetariański, tym niemniej na kuchnię Bliskiego Wchodu, w tym wypadku Izraela (jesteśmy na Kazimierzu) długo mnie namawiać nie trzeba.

Po przejrzeniu karty najchętniej zamówiłbym wszystko. Ostatecznie wzięliśmy: zupę z ciecierzycy (harira, 21,90 zł), zupę rybną (chreime, 22,90), klasyczny hummus (15,50), falafela (15,90), sałatkę ze słodkich ziemniaków z serem owczym, grejpfrutem i melasą (27,80), szaszłyk drobiowy z kaszą bulgur (39,80) oraz, chcąc zadać naszym zaniedbanym sylwetkom coup de grace – ogromne ilości pity (6) i baklavę (15,40). Zaprawdę powiadam Wam, nigdy nie jadłem takiego falafela. Zupy sztos. Nagroda specjalna dla sałatki, której fikuśne kontrapunkty tworzą zdumiewającą CAŁOŚĆ.

Do tego oczywiście koszerne wino. Na początek butelka Shell Segal Sauvignon Blanc/Colombard/Muscat 2017 (12%, 73,90zł) z regionu Galilea na północy kraju. Średnio ekstraktywne w nosie, z przewagą agrestu i owoców tropikalnych ułożonych od karamboli do ananasa. Usta bez namiętności, ale nikogo nie powinny zrazić. Gastronomiczny wybór z sympatyczną kwasowością podbitą przez Colombard.

Więcej frajdy dał czerwony kupaż producenta: Cabernet Sauvignon, Argaman (krzyżówka Souzão i Carignan!), Syrah (16,90 zł za kieliszek). Dużo owocu, a najwięcej porzeczek, po których dochodzą do głosu lekko spocone skóry. W buzi lżejsze niż podpowiadałaby intuicja. Owoc ma dojrzałość, ale nie chce zostać dżemem. Porządne wino, w sam raz do mięsa z grilla, nawet do naszego szaszłyka.

Jedzenie znikało szybko, ale tylko spójrzcie, jakie piękne naczynia!

Karta win nie kończy się na tych dwóch pozycjach, ale nie jest też przesadnie długa (jeszcze Monfort i Barkan, tu poważniejsze etykiety). Najważniejsze, że jest to lista autentyczna, podkreśla charakter miejsca i lokalnego jedzenia. Dla zasady wolę dobrego średniaka z Izraela niż kolejne SB z Nowej Zelandii, no bo ileż można. Żarcie nieziemskie, plus za świetną obsługę. Na pewno tu kiedyś wrócimy. Wszak jesteśmy hummusseksualni, a Kraków to miasto Hamseatyckie.

To o nas.

Zakładka Bistro de Cracovie, ul. Józefińska 2

Świetna lokalizacja tuż przy rzece i Kładce Ojca Bernatka, na której akrobaci codziennie próbują utrzymać równowagę. Na stolikowym potykaczu znów te paskudne polskie wina. Niedawno pisałem, że z jakiegoś powodu są modne, że wypada je mieć w karcie, ale nie myślałem, że aż tak. I chociaż selekcja stworzona przez Rafała Błażusiaka, wyróżniona przez Wine Spectator w kategorii Award of Excellence (w sumie 17 nagród dla polskich restauracji, w tym siedmiu z Krakowa) obfituje w wiele ciekawych pozycji z Francji i Włoch, Austrii i Węgier, głupi ja zdecydowałem się na Jurę i DOM Bliskowice.

Wrażenia z Solarisa Jury 2017 (23 zł/k) właściwie pokrywały się z restauracyjną ściągą i opisem producenta: jaśmin, cytrusy jabłko, gruszka, miód. Dodałbym do tego lekką mineralność. Bardzo dobre, raczej lekkie i świeże, już poukładane wino.

W międzyczasie zamówiliśmy: bulion z pieczonego drobiu (17 zł), tatar z tuńczyka (33), zapiekane gnocchi z warzywami ratatouille z cynamonem (27), lasagnę (ragoût z warzyw w stylu ossobuco, 38) oraz gofry ze śmietaną i musem truskawkowym. Co najmniej połowa z tych dań lub ich składników zasługuje na wyróżnienie, zwłaszcza mus (!), zacierkowy makaron, cała lazania. Co nie wzbudziło aplauzu to cynamon na ziemniaczanej klusce, nie jestem zwolennikiem, przepraszam.

Tuńczyk, mój obsesyjny temat, pływał razem z Dzikiem Bliskowic (Hibernal, Seyval blanc i Riesling; 4 tygodnie spontanicznej fermentacji i maceracji na skórkach w otwartych kadziach bez kontroli temperatury, 26 zł/k). Dobrana z nich para. Przyznaję, że podczas Festiwalu Białe Czerwone wino specjalnie mnie nie obeszło. Tak to jest, gdy wyobrażenia na temat wina poprzedzą degustację. Wtedy spodziewałem się więcej myślników od maceracji – kilograma pomarańczowych skórek, gorzkich olejków, piołunowych tanin. Tymczasem Dzik jest udomowiony, idzie uleną i mirabelkami, i trochę obtłuczonym jabłkiem. Skórka i pestka pojawiają się na drugim planie i nie ma w tym absolutnie nic złego, po prostu "pomarańczowość" Dzika jest bardzo stonowana.

Na koniec róż z Bliskowic w nowym roczniku (25 zł/k). Cantor’17, o którym pisaliśmy pół roku temu był dobry, ciekawy przez swoją owocowo-zimną sztyletowość, ale szerszej publiczności mógł wydać się asertywny. Rocznik 2018 skraca dystans, nadal to wino szanujemy, a jeszcze zaczynamy je autentycznie lubić. I to bardzo. W nosie mus z czerwonych, ogrzanych słońcem owoców: czereśnie, truskawki, poziomki. W buzi powtórka z soczystą czereśnią i finiszem w stylu sycylijskiej pomarańczy. Są emocje, a przecież dla nich pijemy wino.

  • Wszystkie polskie restauracje nagrodzone za selekcję win w konkursie Wine Spectator znajdziecie na stronie Kobiety i Wino.

  • O innych winnych miejscach w Krakowie przeczytacie na blogu Nasz Świat Win.

  • Jeśli wydaje Wam się, że wiedzieliście wszystko o pairingu z tatarem (wołowym) – polecam videoblog AleWino.

bottom of page