Parę słów o tym, jak skomplikowana może być winna geografia. Jesteśmy w Alto Adige (Górna Adyga) w Dolomitach, mniej więcej w pół drogi między Bolzano a Trydentem, a konkretnie w malutkiej miejscowości Tramin (Tramin an der Weinstraße), po włosku znanej jako Termeno. Ale Austriak powie raczej, że jest w Südtirol, czyli Tyrolu Południowym, i też będzie miał rację. Powiem więcej: nie trzeba od razu być Austriakiem, żeby mieć rację. Ten kawałek ziemi, wcześniej długo należący do Austro-Węgier, a jeszcze wcześniej do Świętego Cesarstwa Rzymskiego, trafił do Włoch na mocy traktatu Saint-Germain-en-Laye po I wojnie światowej.
Na etykiecie: blauburgunder, pod spodem pinot nero (czyli pinot noir!). To samo, ale czemu nie odwrotnie, skoro jesteśmy we Włoszech? Cóż, może dlatego, że traktaty sprawnie korygują granice, ale mapy pamięci i język już jakby mniej. Wolniej. Spośród trzech oficjalnych języków w regionie: niemieckiego, włoskiego i ladyńskiego tym pierwszym wciąż posługuje się ponad 60% lokalnych mieszkańców. Zresztą, co tu dużo gadać, producentem jest rodzina Hofstätter, nazwisko - przyznacie - niezbyt włosko brzmiące. Josef Hofstätter, z zawodu ślusarz, z wyboru winiarz i handlarz winem, założył winiarnię w 1907 roku. Wraz z żoną Marią przez lata prowadził też w Traminie karczmę.
No właśnie, Tramin, pewnie zwróciliście uwagę. Powszechnie uważa się, że aromatyczny traminer, znany nam lepiej z przedrostkiem "gewurz" ("korzenny"), właśnie stąd się wywodzi. Hipotezę utrwala wiele źródeł, w tym rzecz jasna te austriackie, bo legenda brzmi świetnie, natomiast według badań matecznika szczepu powinniśmy raczej szukać w francuskiej Jurze (tam - savagnin blanc). Białymi winami z południowego Tyrolu, którymi zachwycano się od średniowiecza w cesarskiej części Europy były muskateller i lagrein weiss; tramin pojawił się tu dopiero w XIX wieku.
Zostawiam te wywody i przechodzę do naszej butelki. Z Meczanem już się spotkaliśmy, nie wiem kiedy minęło kilka lat, ale cholernie szybko. Znów podoba mi się nos, choć brakuje mu intensywności z rocznika 2017. Jest przyjemnie owocowo (ciemna truskawka, czereśnie) i lekko pikantnie; przyprawowe goździki dosładzają aromaty, na dalszym tle wyczuwamy też liście.
Wino jest lekkie, bo jakie ma być pinot nero z Górnej Adygi, jaki niby blauburgunder z Sudtirol? W ustach smaczny i nieco orzeźwiający malinowo-czereśniowy owoc, świetne tempo, a w finale podkreślona pieprzność, która po każdym łyku zostaje na dłużej. Pije się niebezpiecznie szybko, choć bez większych zobowiązań. Wino będzie pasowało do pieczonego indyka z żurawiną, kaczki, prostych makaronów.
Kupiłem w Mielżyński Wine Spirits za 90 zł
Ostatnio robiłem w Mielżu więcej zakupów, więc przy z okazji polecam innego producenta z północnych Włoch, tym razem z okolic Werony. Marion - absolutnie zakochałem się w jego podstawowej Valpolicelli; ta butelka może być archetypem zwiewności i elegancji. Jeśli szukacie ultralekkiego, za to pełnego finezji wina kupcie:
- Marion Valpolicella Borgo 2020 (ok. 70 zł)
- w droższej wersji Superiore dostaniecie aromaty podsuszanych owoców i trochę więcej powagi, ale ja wolę wersję podstawową
コメント