Byłem już pod wielkim wrażeniem podstawowej etykiety Pazo. W ciemnych miesiącach pandemii to wino rozświetlało dzień, właściwie kilka dni, bo jeśli pamięć nie myli obróciłem wówczas 3 butelki. Spytacie - co to są trzy butelki. W sensie ścisłym pół kartonu, ale dla blogera takiego jak ja o wiele więcej, a właściwie mniej: konkretnie 2 etykiety mniej, by budować tę dziwną bibliotekę zapachów, doświadczeń, emocji.
Kilka razy spotykałem się z opinią, romantyczną na wskroś, że cała zabawa w degustowanie polega na znalezieniu wina absolutnego. Coś na kształt Świętego Graala w butelce, który niby miałby uwolnić nas od pragnienia dalszych poszukiwań. To są, przepraszam, bajki dla dzieci.
Nie znam nikogo, kto zatrzymałby się na tej wyśnionej etykiecie, kto powiedziałby: od dziś tylko Sassicaia albo przysłowiowy Dom Pérignon. Nie znam i poznać nie chcę, ponieważ jedynym motorem napędowym naszej wspólnej obsesji jest pasja odkrywania, tokarczukowski ruch, pęd ku temu, co nieznane. A więc wino jako podróż, czy też językiem klinicznej diagnozy: mania kolekcjonowania. Fetyszem jest przecież obiekt, którego - jeszcze! - nie udało się zdobyć, a nie te 1000 starych znaczków w klaserze.
Wino idealne nie istnieje, bo istnieć nie może, ale zdarzają się do wina powroty.
Jeśli wracamy (my, maniacy) powód nie może być błahy, nie wystarczy, że nam smakowało. Musieliśmy przeżyć coś intensywnego na tyle, co pozwoliło uśpić gadzi instynkt łowcy-zbieracza i choć na chwilę zadowolić się komfortem bezruchu. Wtedy faktycznie mówimy: zagraj to jeszcze raz, Sam.
Ale jeśli prawdą jest, że człowiek jest tym, co w życiu powtarza, jeśli w powrotach ukryta jest jakaś prawda o nas samych życzę Wam powtarzania:
Pazo Señorans Selección de Añada Albariño, Rías Baixas 2012, 13%
Niełatwo objąć je na raz, niebezpiecznie zbliża się do ideału. Dajcie sobie czas na dłuższą degustację, pół godziny jest absolutnym minimum - wino pięknie ewoluuje w kieliszku powoli odsłaniając warstwy aromatów. Na początek, bum! Oliwki w zalewie, wyczuwalna oleistość, pod spodem wątki drożdżowe (36 miesięcy na osadzie). Później uwalnia zapachy owocowe, a będą to cytrusy, brzoskwinie, nawet owoce w cieście, spinające temat drożdży. Im dłużej wąchamy, tym odczuwalnie większa świeżość; do głosu dochodzi przemykające dotąd soczyste jabłko (!) na tle ziołowej pikanterii. Szok.
W ustach fantastyczna integracja jako sygnatura czasu, miękkość unerwiona chrupkim jabłkiem/pigwą, witalność, która bez wysiłku pcha tę głębię do skórkowo-pikantnego, arcydługiego finału (!). Jeśli szukacie wina złożonego, pełnego wyrazu, które mimo upływu lat zachowało nadzwyczajną świeżość i jeszcze poleży w piwniczce - oto jest.
Ocena: 4.75! /5
Otrzymałem do degustacji od Vinissimo
Na koniec trochę o terroir i metodach winifikacji.
W Pazo Señorans robią wina wyłącznie ze szczepu albariño. Winiarnia położona jest w hiszpańskiej Galicji, blisko Atlantyku, mniej więcej w połowie drogi między Vigo a Santiago de Compostela (apelacja Rías Baixas, subregion Val do Salnés). W przypadku Selección de Añada owoce pochodzą z co najmniej 45-letnich krzewów, które muszą sobie radzić na wymagającej piaskowo-granitowej glebie na wysokości 300 m n.p.m. Ręcznie zbierane grona dojrzewają na osadzie 36 miesięcy w stalowych tankach, przed wypuszczeniem na rynek wino rok dojrzewa w butelce. Niniejsza etykieta udowadnia, że wielki złożony styl nie wymaga udziału beczki.
Wina z serii Selección de Añada powszechnie uważa się za jedne z najlepszych z całego regionu. Parker wycenia rocznik na skromne 95, przewodnik Peñín na 98.
Comments